Polecany post

Maria i Jan

16.07.2017 Jeszcze tego samego dnia chcemy zobaczyć dom Marii. To ponoć miejsce w którym matka Jezusa dożyła swoich dni. Niełatwo tam się d...

poniedziałek, 2 stycznia 2017

13 lipca Bosteri - Karakol

Cudowna cisza.  Po trzech nocach spędzonych w gwarnym i dyskotekowym ośrodku turystycznym  Bosteri w pobliżu  Czołponaty przyjechałyśmy do spokojnej i cichej przystani turystów  szykujących się  do wyprawy w góry,  odpoczywających po wycieczce lub nabierających oddechu między  jedną a drugą.  
Rano ambitnie przeszłyśmy w pełnym ekwipunku do szosy.  Odrzuciłyśmy wszystkie  propozycje,  które z pewnością ułatwiłyby nam życie i zaoszczędziły nieco kasy, czyli: ofertę wycieczki do dwóch dolin Grigoriewskiej i Siemionowskiej + gorące źródła po 800 soma od osoby,  propozycję wynajęcia taksówki za 1500 soma (dwie doliny), propozycję całodziennej  wycieczki zorganizowanej  dookoła połowy jeziora  i obejmującej wyżej  wspomniane  doliny + Dżetioguz  i Karakol,  w którym zamierzałyśmy zatrzymać się, za 1500 soma od łebka..   Były też inne opcje wycieczek zorganizowanych, ale nam się  zdawało,  że samodzielnie będzie  i taniej i ciekawiej. Co do drugiego - nie pomyliłyśmy się. Co do kosztów,  cóż: 200 soma marszrutka po targowaniu się  z kierowcą,  który domagał się  400 za nas dwie! Dojechałyśmy nią do Grigoriewki,  niewielkiej osady nad jeziorem.  Tam po dłuższych pertraktacjach,  negocjacjach i zasięganiu informacji od tubylców okazało się,  że nikt nie zawiezie nas do obu dolin z przekroczeniem przełęczy między nimi za mniej niż 2000 somów. Więc zdecydowałyśmy się na tę opcję.  Kierowca był bardzo miły, wąwóz  przepięknej urody,  po drodze konie,  birkuty,  rwący potok,  wysokie zbocza wznoszące się po obu stronach  i zarośnięte  wiekowymi strzelistymi  jodłami i  świerkami,  sprzedawcy górskiego miodu i kumysu. 






Droga jak to droga - kamienisty górski szlak,  do którego nasz pojazd w żaden sposób nie był przystosowany -  co chwila przegrzewał się,  silnik gasł przy pokonywaniu nawet niewielkich wzniesień.  Nie otwierały się okna a klimy nie miał od urodzenia. Na którymś z kolei  postoju już w szerokiej dolinie, w którą rozwinął  się wąwóz,  na rozstaju,  gdzie jedna droga wiodła ku wzniesieniu,  za którym kryło się górskie jeziorko, a druga pięła się stromo ku przełęczy,  kierowca  wyjaśnił, że do jeziorka jest za daleko i tam nie pojedziemy.  I wówczas pojawił się terenowy pełnosprawny samochód z dwoma tylko pasażerami - młodymi chłopcami z Holandii, którzy jechali przez obie doliny i podobnie jak my jako cel obrali Karakol. Nasz kierowca był niepocieszony,  nawet chyba zgniewany,  kiedy (znowu po targowąniu się) oświadczyłyśmy mu,  że dostanie  1500 somów i na tym kończy się nasza wspópraca. Z Holendrami jedziemy nad jeziorko. 







Przejeżdżamy przez przełęcz do kolejnej doliny. 


 A potem do gorących źródeł - temperatura wody w najcieplejszej części - 40 stopni. Przy każdym ruchu całe ciało pali, jeśli się jednak siedzi spokojnie - można wytrzymać. Szybkie przeskoki z gorącej do lodowato zimnej wody ponoć dobrze robią na zdrowie. Z pewnością są wyzwaniem.

Wieczorem docieramy do hostelu w Karakol. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz