Cudowna cisza. Po
trzech nocach spędzonych w gwarnym i dyskotekowym ośrodku turystycznym Bosteri w pobliżu Czołponaty przyjechałyśmy do spokojnej i
cichej przystani turystów szykujących
się do wyprawy w góry, odpoczywających po wycieczce lub
nabierających oddechu między jedną a
drugą.
Rano ambitnie przeszłyśmy w
pełnym ekwipunku do szosy. Odrzuciłyśmy
wszystkie propozycje, które z pewnością ułatwiłyby nam życie i
zaoszczędziły nieco kasy, czyli: ofertę wycieczki do dwóch dolin Grigoriewskiej
i Siemionowskiej + gorące źródła po 800 soma od osoby, propozycję wynajęcia taksówki za 1500 soma
(dwie doliny), propozycję całodziennej
wycieczki zorganizowanej dookoła
połowy jeziora i obejmującej wyżej wspomniane
doliny + Dżetioguz i Karakol, w którym zamierzałyśmy zatrzymać się,
za 1500 soma od łebka.. Były też inne
opcje wycieczek zorganizowanych, ale nam się
zdawało, że samodzielnie
będzie i taniej i ciekawiej. Co do
drugiego - nie pomyliłyśmy się. Co do kosztów,
cóż: 200 soma marszrutka po targowaniu się z kierowcą,
który domagał się 400 za nas
dwie! Dojechałyśmy nią do Grigoriewki,
niewielkiej osady nad jeziorem.
Tam po dłuższych pertraktacjach,
negocjacjach i zasięganiu informacji od tubylców okazało się, że nikt nie zawiezie nas do obu dolin z przekroczeniem
przełęczy między nimi za mniej niż 2000 somów. Więc zdecydowałyśmy się na tę
opcję. Kierowca był bardzo miły,
wąwóz przepięknej urody, po drodze konie, birkuty, rwący potok, wysokie zbocza wznoszące się po obu
stronach i zarośnięte wiekowymi strzelistymi jodłami i
świerkami, sprzedawcy górskiego
miodu i kumysu.
Droga jak to droga - kamienisty górski szlak, do którego nasz pojazd w żaden sposób nie był
przystosowany - co chwila przegrzewał
się, silnik gasł przy pokonywaniu nawet
niewielkich wzniesień. Nie otwierały się okna a klimy nie miał od
urodzenia. Na którymś z kolei postoju już
w szerokiej dolinie, w którą rozwinął
się wąwóz, na rozstaju, gdzie jedna droga wiodła ku wzniesieniu, za którym kryło się górskie jeziorko, a druga
pięła się stromo ku przełęczy,
kierowca wyjaśnił, że do jeziorka
jest za daleko i tam nie pojedziemy. I
wówczas pojawił się terenowy pełnosprawny samochód z dwoma tylko pasażerami -
młodymi chłopcami z Holandii, którzy jechali przez obie doliny i podobnie jak
my jako cel obrali Karakol. Nasz kierowca był niepocieszony, nawet chyba zgniewany, kiedy (znowu po targowąniu się)
oświadczyłyśmy mu, że dostanie 1500 somów i na tym kończy się nasza
wspópraca. Z Holendrami jedziemy nad jeziorko.
Przejeżdżamy przez przełęcz do kolejnej doliny.
A potem do gorących źródeł - temperatura wody w najcieplejszej części - 40 stopni. Przy każdym ruchu całe ciało pali, jeśli się jednak siedzi spokojnie - można wytrzymać. Szybkie przeskoki z gorącej do lodowato zimnej wody ponoć dobrze robią na zdrowie. Z pewnością są wyzwaniem.
Wieczorem docieramy do hostelu w Karakol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz