Jeszcze tego samego dnia chcemy zobaczyć dom Marii. To ponoć miejsce w którym matka Jezusa dożyła swoich dni. Niełatwo tam się dostać, ale autostopowo z przesiadkami docieramy na miejsce. Nie docierają tu żadne dolbusze - przyjeżdżają jedynie wycieczki zorganizowane lub indywidualni turyści. To zaledwie 9 kilometrów, jednak na piechotę trasa byłaby trudna do pokonania. Droga jest bardzo malownicza, wije się wśród wzgórz i pnie w górę.
Tam na górze już nie ma nic poza niewielką świątynią, która ponoć stoi w miejscu, gdzie znajdowało się ostatnie schronienie Marii.
Turystów-pielgrzymów jednak nie brakuje. Swoje prośby i marzenia wypowiadają zapalając świece lub zapisują na karteczkach i przyczepiają je obok świętych źródełek. Co ciekawe, okazuje się, że muzułmanie również czczą Marię i uznają niepokalane poczęcie.
Czytamy niektóre. To prośby o miłość, o pokój, o zdrowie najbliższych. Napisane w wielu różnych językach. Przemieszczający się ludzie mówią po turecku, po rosyjsku, w innych językach, ale szczęśliwie nie ma tu wszechobecnych i hałaśliwych Chińczyków.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy cysternie. To miejsce, w którym dokonywano chrztu przez zanurzenie.
Wracamy do Selczuku autostopem. Zabiera nas ze sobą miły facet w niezbyt sprawnym samochodzie. Najwyraźniej lubi robić zdjęcia, bo zatrzymuje się co chwilę i każe nam ustawiać się w wybranych miejscach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz