Autostopem jedziemy do Efezu. Zabiera nas mężczyzna, który szybko przechodzi na "ty" i łapie mnie a to za rękę, a to za kolano. Zagaduje i chyba ma niecne zamiary, jednak gdy widzi, że nic z tego - wysadza nas na skrzyżowaniu, skąd do Efezu dzieli nas już tylko kilka kilometrów. Zawraca w kierunku Ayvalik - pofatygował się specjalnie, żeby nas podwieźć. Dalej do Efezu podwożą nas dwie turystki Turczynki. Plecaki zostawiamy u ochroniarzy i zwiedzamy.
Na dzień dobry spotkanie z kotami. Rozpuszczone i dobrze karmione bestie śpią gdzie im się podoba. Jak zwykle w Turcji. Koty i psy może nie są tu święte, ale żyje im się całkiem nieźle. Obowiązuje dobór naturalny, zwierząt się nie sterylizuje, więc rozmnażają się, najsłabsze giną, silne - przetrwają, o ile nie mają nazbyt łobuzerskiego charakteru i skłonności do ryzyka. W miasteczkach, wioskach i dużych miastach karmę dla kotów i psów oraz wodę można zobaczyć w wielu miejscach. Co najdziwniejsze - zwierzęta żyją w dziwnej symbiozie, psy nie gonią kotów, kury, kaczki i gęsi łażą obok kotów i psów. W Efezie zwierzęta umościły się obok toalet, tu też stoi puszka z napisem "Zbieramy na karmę dla kotów".
Uliczka
Biblioteka
Spacerujemy po uliczkach miasta, oglądamy to, co zostało z budynków; kolumny, fragmenty ścian, schodów, portali, rzeźby (większość przeniesiono do muzeum w Selczuku).
Obecnie trudno sobie wyobrazić, że Efez był miastem portowym. Rzeka Kaystros naniosła tyle mułu, że morze Egejskie oddaliło się o kilka kilometrów.
Według legendy założycielem miasta był Androklos. Przed wyprawą wyrocznia podpowiedziała mu, by założył miasto w miejscu, gdzie napotka ryby i dzika. I tu właśnie natknął się na piekących nad ogniskiem ryby wieśniaków. Kiedy zbliżył się do nich, z pobliskich chaszczy wybiegł dzik. Przepowiednia się sprawdziła.
W Efezie widać wyraźnie, co dla Greków było ważne - sztuka, piękno i sport. Po stadionie nie ma praktycznie śladu, ale obydwa amfiteatry pozostały.
Grecy cenili piękno i dbali o to, by je eksponować. Dotyczy to zarówno drobnych detali, jak też wielkich konstrukcji.
Cieszymy się, że kupiłyśmy muzealny paszport - bilet do wszystkich państwowych muzeów na dwa tygodnie za 180 TL. Dzięki temu bez uszczerbku dla naszego budżetu zaglądamy również do kilkupiętrowego domu, w którym można zobaczyć piękne freski, mozaiki i wnętrza patrycjuszowskiego domu. Jakoś od razu myślę o Petroniuszu.... Kolory zachowały się dzięki temu, że przez wieki nie docierało do nich światło słoneczne. Teraz cały dom tarasowy osłonięty jest dachem.
Freski na ścianie
Mozaika na podłodze
Mozaika na podłodze
Archeolodzy mozolnie odtwarzają ściany i podłogi z kawałków marmuru, dopasowując do siebie drobne fragmenty.
Wnętrze domu
Żyło się tu i umierało, czciło Bogów i dyskutowało, czytało książki i jadło, tańczyło i uprawiało miłość. Oglądamy domy rozpusty, przed nimi - odciśnięta stopa - znak, że tu można zaznać uciech cielesnych. Zastanawiamy się, czyje to grobowce wystawiono na cmentarzysku, kto korzystał z wody w wielkiej kamiennej misce?
Po zwiedzaniu jedziemy do pobliskiego miasta Selcuk. Znajdujemy hostel Boomerang, który prowadzi Turek ze skośnooką żoną. Mówi bardzo dobrze po angielsku, mieszkał w Australii - stąd też nazwa hostelu. Polecam, świetne warunki i bardzo dobra lokalizacja
http://www.ephesusboomerangguesthouse.com/ephesus_selcuk_accommodation/index.asp
Idziemy do muzeum Efezu, żeby jeszcze zobaczyć to, czego nie można było zostawić w starożytnym mieście ze względu na bezpieczeństwo artefaktów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz