Najlepszym sposobem podróżowania między miastami
wydaje się pociąg - może nie najszybszy i te odprawy na
dworcach są dość męczące, ale nie wymaga
to targowania się o cenę, a
komfort na krótkich kilkugodzinnych odcinkach jest większy niż samochodem. Z
dworca autobusem miejskim dojeżdżamy do Registanu - placu w starej części
miasta z trzema otaczającymi go medresami.
Dość szybko znajdujemy w pobliżu
przytulny pensjonat za przyzwoitą cenę. I wyruszamy na zwiedzanie.
Zabytkowe centrum miasta jest pięknie odrestaurowane. Wieczorami
na ulice i place wylegają tłumy mieszkańców – całe wielopokoleniowe rodziny z
dziećmi i dziadkami. Gdy jednak wejdziemy w boczne uliczki – widać przeszłość.
Do mauzoleum Shah-i-Zinda - słonecznego miasta umarłych - wchodzimy przez wznoszący się na wzgórzu
cmentarz. Zaglądamy do kolejnych grobowców.
W drodze powrotnej przechodzimy obok meczetu Bibi Chanum,
niegdyś największego architektonicznego zabytku świata islamskiego.
Następnego dnia wstajemy wczesnym rankiem, chcemy zrobic ładniejsze zdjęcia przy porannym świetle. Za jednym z meczetów na placu Registan spotykamy grupę kobiet. Dowiadujemy się, że każdego ranka spotykaja się tu na ... poranną gimnastykę. Są w różnym wieku, wszytskie roześmiane i zadowolone. Zapraszają nas na jutro.
Idziemy jeszcze do mauzoleum Gur-Emir i mauzoleum Rukhobod.
Do Sharisabz jedziemy taksówką. Targujemy się, wywołujemy konflikt między taksówkarzami. Jeden twierdzi, że umówiłyśmy sie z nim już wcześniej (w rzeczywistości pytałyśmy o cenę takiej podróży). Używa różnych argumentów, np. że jest emerytowanym nauczycielem. Wybieramy jednak tańszego i z lepszym samochodem.
Jedziemy przez przełęcz i wysłuchujemy opowieści naszego nowego znajomego taksówkarza. Jest muzułmaninem i chociaż w Uzbekistanie to nielegalne, to jednak ma dwie żony. Z jedna się rozwiódł, by poślubić drugą. Ale żyje z obiema. Żony nie mieszkaja razem, bo się nie zgadzały na wspólnym gospodarstwie. Ale święta spędzają razem. On mieszka raz z jedną, raz z drugą. Ma dziewięcioro dzieci i 16 wnucząt.
Po drodze zatrzymujemy sie w pięknym punkcie widokowym, pijemy herbatkę na topczanie.
Sharisabz – niewielkiej miejscowości będącej ponoć miejscem urodzenia Timura. Najstarsza część robi dość dziwne wrażenie – została tak odnowiona, że straciła swój charakter.
Idziemy jeszcze do mauzoleum Gur-Emir i mauzoleum Rukhobod.
Do Sharisabz jedziemy taksówką. Targujemy się, wywołujemy konflikt między taksówkarzami. Jeden twierdzi, że umówiłyśmy sie z nim już wcześniej (w rzeczywistości pytałyśmy o cenę takiej podróży). Używa różnych argumentów, np. że jest emerytowanym nauczycielem. Wybieramy jednak tańszego i z lepszym samochodem.
Jedziemy przez przełęcz i wysłuchujemy opowieści naszego nowego znajomego taksówkarza. Jest muzułmaninem i chociaż w Uzbekistanie to nielegalne, to jednak ma dwie żony. Z jedna się rozwiódł, by poślubić drugą. Ale żyje z obiema. Żony nie mieszkaja razem, bo się nie zgadzały na wspólnym gospodarstwie. Ale święta spędzają razem. On mieszka raz z jedną, raz z drugą. Ma dziewięcioro dzieci i 16 wnucząt.
Po drodze zatrzymujemy sie w pięknym punkcie widokowym, pijemy herbatkę na topczanie.
Sharisabz – niewielkiej miejscowości będącej ponoć miejscem urodzenia Timura. Najstarsza część robi dość dziwne wrażenie – została tak odnowiona, że straciła swój charakter.
Wieczorem jedziemy na dworzec po bilety do Taszkientu. Liczyłyśmy
na szybki pociąg, ale już nie ma
miejscówek, więc pojedziemy zwykłym. Po drodze przemieszczamy się przez „zwykłe”
nieturystyczne części miasta. Smutne postkomunistyczne budowle, zniszczone
chodniki, zaniedbane podwórka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz