Po przelocie balonem od razu poszłyśmy do doliny Mnichów, po drodze zbaczając do niewielkiej dolinki Grzybów (chociaż niekoniecznie najbardziej przypominały one grzybki).
Tam oczywiście zabłądziłyśmy. Skrót z elementami wspinaczki
zakończył się litą skałą.
Do doliny Mnichów dotarłyśmy przed otwarciem kas czyli przed
ósmą rano. (bilet wstępu 10 lirów, warto). Poczekałyśmy parę minut i
zwiedzałyśmy to magiczne miejsce same, bez tłumów chińskich turystów. Jeszcze
do 1925 roku skalny klasztor zamieszkiwali mnisi.
Była tam również muzułmańska wioska z meczetem. Przez wieki
panowała symbioza, neutralne współistnienie. Dopiero po 1925 roku nastąpiło
masowe przesiedlanie – Turków z Grecji, a Greków – z Turcji. Do dziś w Turcji
jest wiele wiosek nazywanych greckimi, w których (lub w ich pobliżu znajdują
się kościoły greko-katolickie, nierzadko, jak w Kapadocji, wykute w skale.
Po zwiedzaniu zdążyłyśmy dolbuszem dojechać na śniadanko do
naszego pensjonatu. Po południu, kiedy zelżał upał realizujemy dalszą część
planu – tym razem dolina Miłości. Łapiemy stopa. BMW z młodym tureckim
inżynierem, pracującym obecnie z Senegalu. Klima działa, a nasz nowy znajomy
zawozi nas tam, gdzie kierują drogowskazy. Trafiamy do punktu widokowego, z
którego doskonale widać całą dolinę. Wprawdzie nie o to nam chodziło, ale cóż,
tak bywa.
Na piechotę szukamy wejścia do doliny. Okazuje się, że można
się do niej bez trudu dostać przez dolinę Pszczół.
Wędrówka na początku nie
nastręcza trudności szlak jest widoczny – polna droga. Otaczają nas falliczne
kształty, od których dolina wzięła nazwę, hmm…
Przyjeżdża młoda para - dobre miejsce na śkubne fotki. Trafiamy do knajpki na
bezludziu, pijemy świeżo wyciskany sok pomarańczowy do którego gospodarz wrzuca
kilka kostek lodu przyniesionych tak po prostu w garści. Mówi, że dojdziemy bez trudu do Uchiksar:
easy easy.
Nie było easy. Ale za to jak malowniczo. I widać, że od dawna
nikt nie szedł tym szlakiem przez kolejną dolinę – Białą. Czasami zawracałyśmy
na inną ścieżkę. Miejscami szlak
prowadził tunelami, czasami wspinałyśmy się na czworaka.
Najważniejsze że udało
się nam dotrzeć do celu – malowniczej miejscowości Uchiksar. Autostopem wracamy
do Goreme na pyszne kebaby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz