Polecany post

Maria i Jan

16.07.2017 Jeszcze tego samego dnia chcemy zobaczyć dom Marii. To ponoć miejsce w którym matka Jezusa dożyła swoich dni. Niełatwo tam się d...

sobota, 8 lipca 2017

Kapadocja 4.07


Po przelocie balonem od razu poszłyśmy do doliny Mnichów, po drodze zbaczając do niewielkiej dolinki Grzybów (chociaż niekoniecznie najbardziej przypominały one grzybki).




Tam oczywiście zabłądziłyśmy. Skrót z elementami wspinaczki zakończył się litą skałą.


Do doliny Mnichów dotarłyśmy przed otwarciem kas czyli przed ósmą rano. (bilet wstępu 10 lirów, warto). Poczekałyśmy parę minut i zwiedzałyśmy to magiczne miejsce same, bez tłumów chińskich turystów. Jeszcze do 1925 roku skalny klasztor zamieszkiwali mnisi.









Była tam również muzułmańska wioska z meczetem. Przez wieki panowała symbioza, neutralne współistnienie. Dopiero po 1925 roku nastąpiło masowe przesiedlanie – Turków z Grecji, a Greków – z Turcji. Do dziś w Turcji jest wiele wiosek nazywanych greckimi, w których (lub w ich pobliżu znajdują się kościoły greko-katolickie, nierzadko, jak w Kapadocji,  wykute w skale.



Po zwiedzaniu zdążyłyśmy dolbuszem dojechać na śniadanko do naszego pensjonatu. Po południu, kiedy zelżał upał realizujemy dalszą część planu – tym razem dolina Miłości. Łapiemy stopa. BMW z młodym tureckim inżynierem, pracującym obecnie z Senegalu. Klima działa, a nasz nowy znajomy zawozi nas tam, gdzie kierują drogowskazy. Trafiamy do punktu widokowego, z którego doskonale widać całą dolinę. Wprawdzie nie o to nam chodziło, ale cóż, tak bywa.


;

Na piechotę szukamy wejścia do doliny. Okazuje się, że można się do niej bez trudu dostać przez dolinę Pszczół. 
Wędrówka na początku nie nastręcza trudności szlak jest widoczny – polna droga. Otaczają nas falliczne kształty, od których dolina wzięła nazwę, hmm… 




Przyjeżdża młoda para - dobre miejsce na śkubne fotki. Trafiamy do knajpki na bezludziu, pijemy świeżo wyciskany sok pomarańczowy do którego gospodarz wrzuca kilka kostek lodu przyniesionych tak po prostu w garści.  Mówi, że dojdziemy bez trudu do Uchiksar: easy easy.

Nie było easy. Ale za to jak malowniczo. I widać, że od dawna nikt nie szedł tym szlakiem przez kolejną dolinę – Białą. Czasami zawracałyśmy na inną ścieżkę. Miejscami  szlak prowadził tunelami, czasami wspinałyśmy się na czworaka. 








Najważniejsze że udało się nam dotrzeć do celu – malowniczej miejscowości Uchiksar. Autostopem wracamy do Goreme na pyszne kebaby. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz