Do Konyi docieramy bez trudu autokarem za 20 TL od osoby. Z dworca
autobusowego do centrum dojeżdżamy tramwajem. Bez trudu znajdujemy hotelik, w
którym zaplanowałyśmy nocleg. Nie udaje się rezerwować miejsc przez booking,
ponieważ Turecki rząd wyłączył tę opcję – nie dostawał prowizji. Ale obecnie Turcja
cierpi na brak turystów, co bardzo mocno odbija się na dochodach ludzi
związanych z turystyką. Zadziwia nas życzliwość Turków. Kiedy w tramwaju
pytamy, jak dostać się do naszego hotelu (pokazując na mapce w telefonie, gdzie
on się znajduje i jak się nazywa – Mevlana Otel), następuję poruszenie i po
chwili większość pasażerów dyskutuje, gdzie by tu nas najlepiej wysadzić. Zyskujemy
potrzebne informacje. Na przystanku zaopiekował się nami inny człowiek, który
doprowadził nas pod drzwi hotelu i poszedł w swoją stronę. Negocjujemy cenę na 80 TL ze śniadaniem za dwie osoby.
Gosia odpoczywa, ja idę do muzeum Mevlany – tutejszego zabytku związanego
z pewnym odłamem islamu.
W informacji turystycznej otrzymuję mapkę,
broszury o interesujących miejscach i szczegółowe wytyczne (np. ceny przejazdów
w różne miejsca). Dowiaduję się też, że wieczorem w mevlańskim domu kultury będzie
można zobaczyć wirujących derwiszów bezpłatnie. Widziałam kiedyś taki pokaz w
Polsce, ale liczę na to, że tu – będzie prawdziwiej, nie tak jak dla turystów.
Wracając do hotelu, zaglądam do meczetu Selimyie i szukam jeszcze wody do picia. Zaglądam do sklepików,
których jest tu mnóstwo. W pewnym momencie ktoś pyta mnie po angielsku, czego
szukam. Odpowiadam, a on na to, że w tym sklepiku są sery i oliwki, ale
zaprowadzi mnie tam, gdzie można kupić napoje, a potem pójdziemy na herbatę i
opowie mi wszystko, czego będę chciała dowiedzieć się o Konyi. I tym sposobem,
siedząc w sklepie z dywanami i kilimami po raz drugi uzyskuje informacje o tym,
co powinnam, a czego nie muszę oglądać w Konyi.
Późnym popołudniem zwiedzamy miasto i idziemy na pokaz tańca
derwiszów. I rzeczywiście – to zupełnie co innego niż komercyjno-turystyczna
papka. Najpierw czytana jest poezja przez jednego aktora. Potem na scenę wychodzą muzycy i śpiewacy. Najpierw śpiewa-recytuje jedna osoba. Potem włączają się muzycy. Przy przejmujących dźwiękach fletu powoli i majestatycznie wychodzą mężczyźni i chłopcy. Wszyscy mają na sobie czarne opończe i wysokie czapki. To sufi (nauczyciel) i derwisze (uczniowie).
Kłaniają się sobie i zajmuja miejsca na owczych skórach - derwisze - na białych, sufi - na czerwonej. Muzyka nabiera intensywności, w pewnym momencie derwisze zdejmują opończe i pozostają w białych szatach. Kolejno podchodzą do sufiego, kłaniają się, on całuje ich w czoło i zaczynają wirować. Wpadają w trans. W pewnym momencie muzyka milknie, derwisze stają kręgu, po kilka osób dotykając się ramionami. Po chwili wszystko powtarza się - podchodzą do sufiego i zaczynaja wirować. I tak kilka razy.
Rumi i Mevlana – jedni mówią, że Mevlana był uczniem i propagatorem
idei Rumiego (takie opowieści słyszałam tu w Konyi), inni (wikipedia) twierdzą, że to ta sama osoba. A co głosił ten
XIII-wieczny poeta, mistyk perski,
islamski teolog i myśliciel?
„Nie siedź i nie czekaj. Wyjdź, poczuj życie, dotknij słońca i
zanurz się w morzu”
„Nie martw się, że twoje życie wywraca się do góry nogami. Skąd
wiesz, że strona, do której byłeś przyzwyczajony, jest lepsza niż ta, która
jest przed Tobą?”
„Zwiąż dwa ptaki ze sobą, a nie pofruną, chociaż mają cztery
skrzydła”
„Miłujący Boga
nie mają religii, tylko samego Boga”
„Kiedy podróżujesz, pytaj o rady innych podróżujących, a nie człowieka,
którego kalectwo przykuło do jednego miejsca”. Powrót do hotelu w magicznej atmosferze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz