Polecany post

Maria i Jan

16.07.2017 Jeszcze tego samego dnia chcemy zobaczyć dom Marii. To ponoć miejsce w którym matka Jezusa dożyła swoich dni. Niełatwo tam się d...

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

25-26 czerwca - Taszkient

25-26 czerwca
Wczoraj po przyjeździe to Takszkientu nasz kierowca, który nie znał miasta, wysadził nas przy dworcu kolejowym i stacji metra. Miałyśmy jakieś namiary na noclegi, ale najpierw postanowiłyśmy cos zjeść. A właściwie – zjeść coś dobrego. Trafiłyśmy do wypasionej restauracji Sam’s z tarasem nad rzeką.  Sałatka Cezar z krewetkami oszołomiłam nas smakiem i zapachem. Korzystając z okazji poszłyśmy na dworzec kupić bilet do Urgenchu, miasta w pobliżu zabytkowej Chiwy na zachodzie Kirgistanu. I jak zwykle szczęśliwy przypadek umieścił na naszej drodze innego podróżnika, który doradził nam zanocowanie w Art Hostel. Polecam to miejsce – kameralne, przyjazne, z niewielkim basenem, w starym domu z patio. Przede wszystkim świetna atmosfera i śniadanie w postaci szwedzkiego stołu – dla każdego coś miłego. Wprawdzie nie ma wyboru wolnych miejsc i pierwszą noc spędzamy w trójce, a na drugą przenosimy się do 6-osobowego dormitorium z dwoma milczącymi Chińczykami, naszym nowym kolegą z Filipin i dziwnym Uzbekiem ze Stanów Zjednoczonych.
Wędrujemy po Taszkiencie. To nowoczesne miasto robi zupełnie inne wrażenie niż ubożuchny Biszkek. Zwiedzamy Muzeum Uzbeckiej Sztuki Współczesnej – wielki budynek i dobrze wyeksponowane obrazy, niektóre ciekawe.

Centralna część to dużo zielonych parków i skwerów, nowoczesne budowle, nie widać śladów trzęsienia ziemi. 
Nieco dalej znajduje się drugie centrum – stary Taszkient z ogromnym bazarem Czorsu, starymi medresami i labiryntem uliczek.  Spodziewałyśmy się Starego Miasta jako zabytkowego centrum, jednak tu jest to po prostu stara zaniedbana część miasta – niska zabudowa typowa dla środkowej Azji, uliczki jak na wsi, lekki bałagan. 


Nie znajdujemy opisanych w przewodnikach Kukeldash medresy, ludzie wzruszają ramionami jakby tego miejsca tu wcale nie było. Spacerujemy więc po bazarze,  każda część ma swoją specjalizację: tu tylko pieczywo, tu same jajka, tam znowu suszone owoce i bakalie, osobna część z serami i kumysem, świeże warzywa i owoce, mięso, ryby. Kolory, zapachy, gwar, rozmowy, targowanie, nagabywanie.


Wracamy metrem, po drodze jeszcze spacerujemy po mieście. 


Metro w Taszkiencie – socrealistyczna sztuka dla ludu. I naprawdę dużo ciekawsze niż inne podziemne kolejki jakie widziałam. Każda stacja jest inna, tematyczna, ozdobiona rzeźbami i płaskorzeźbami, a te lampy i żyrandole!

Następnego dnia postanawiamy jednak znaleźć Medresę Kuledash. Korzystając z mapy i przewodnika dojeżdżamy... gdzieś. Kiedy wychodzimy z metra okazuje się, że to dzielnica do złudzenia przypominająca warszawski Ursynów, z pewnością nie jest to stare miasto. Trochę zdezorientowane pytamy pana, który rozmawia z robotnikami remontującymi restaurację. Pan wyjaśnia, że do Medresy mamy jakieś trzy kilometry i postanawia nas tam podwieźć swoim ... mercedesem (najnowszy model, skórzana tapicerka, drewniany pulpit, klimatyzacja). Gość nie zawozi nas jednak od razu do medresy – najpierw organizuje przejażdżkę po mieście, pokazując najciekawsze obiekty i opowiadając o tym, jak się  żyje w niepodległym Uzbekistanie. 
 U nas jest teraz bardzo bezpiecznie i spokojnie. Same widzicie – władze dbają o to.” Rzeczywiście, na ulicach jest bardzo dużo patroli, a każde wejście do metra łączy się z badaniem dokumentów przez kilku policjantów i przeglądaniem naszych plecaczków. Paszporty przeglądają bardzo wnikliwie, wszystkie wizy, chyba przy okazji interesuje je nasz wiek. „Dużo się buduje i każda młoda rodzina może dostać od państwa mieszkanie. No ale tradycyjnie to raczej  synowie ze swoimi  rodzinami zamieszkują przy rodzicach. Szczególnie najmłodszy syn. Taki zwyczaj.” Pytam, co sądzi o Karimowie. „To świetny, mądry i odważny polityk. Nikomu się nie podlizuje, potrafi przeciwstawić się Amerykanom i Putinowi. To nic, że ma za sobą komunistyczna przeszłość, był I sekretarzem partii od 1989 roku, a po odzyskaniu niepodległości wybraliśmy go na prezydenta. Same zobaczcie, jak tu się dużo buduje: drogi, domy, odnawiamy zabytki. Jest czysto. Kto chce, ten ma pracę, rozwijają się prywatne firmy. Ja właśnie odnawiam swoją restaurację. No i budujemy teraz z Chińczykami magistralę kolejową, która połączy Europę z Chinami. Za kilka tygodni będzie  otwarcie, dziewięć kilometrów magistrali przechodzi przez tunel w górach. No i nasz kraj jest bogaty – mamy złoża złota, gaz, ropę naftową. Naprawdę jest dobrze.
A to, że prezydent popiera własne dzieci – to normalne, każdy by tak zrobił. Ale patrzcie – wskazuje na zwykły budynek mieszkalny – tu mieszka jego córka.” Przejeżdżamy obok hotelu Hyatt w samym nowym centrum obok placu Timura, potem pokazuje nam kościół katolicki i cerkiew praz kilka uczelni. „Wszystkie uczelnie wyższe są płatne i nie ma u nas studiów wieczorowych ani zaocznych. O – tu jest Międzynarodowy Uniwersytet Westminster, a tam – filia Politechniki Turyńskiej. Mamy tu też filię Uniwersytetu Łomonosowa w Moskwie. Nie, uczelnie nie są tylko dla uprzywilejowanych. Po pierwsze, najlepsi absolwenci szkół dostają granty i nie musza płacić czesnego, a inni mogą wziąć korzystny kredyt na studia. Szkoły podstawowe i koledże są bezpłatne. Kto chce się uczyć, ten może.”
Dowozi nas do Medresy Kuledash, żegnamy się. Wczoraj byłyśmy tuż obok.



Wieczorem wsiadamy do pociągu, duże plecaki zostawiamy w hotelu. Przy temperaturze sięgającej 50 stopni możemy zrezygnować z butów, polarów, śpiworów itp. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz